Dziś Narodowe Święto Niepodległości,
obchodzone dla upamiętnienia rocznicy (11.11.1918r.) odzyskania przez
Naród Polski niepodległości. Warto sobie przypomnieć z lekcji historii,
dlaczego owe święto jest dla nas tak ważne, że zostało ustanowione jako
święto państwowe (czyli, nie idziesz dziś do pracy, masz wolne, ale czy
wiesz tak w ogóle, dlaczego?)
Mieszkańcy Poznania w tym dniu, oprócz
obchodów Narodowego Święta – mają jeszcze swoje własne poznańskie święto
– imieniny ulicy Święty Marcin. Dzień ten związany jest tradycją, która
opleciona jest pewną legendą… Dawno, dawno temu, po odpustowej
mszy, która jak co roku miała
miejsce w kościele św. Marcina w Poznaniu,
pewien piekarz o imieniu Walenty wracał do domu zamyślony i zadumany.
Rozmyślał, nad słowami kapłana, który na kazaniu wygłosił historię
zwykłego rzymskiego legionisty, który z takim zaangażowaniem i
poświęceniem (nie oczekując niczego w zamian) pomagał biednym ludziom. W
Walentym zrodziło się postanowienie, że i on coś dobrego dla innych
zrobi. Jednak dni szybko mijały i nim się piekarz obejrzał, został
tydzień do kolejnego odpustu, a on nie miał żadnego pomysłu w jaki
sposób może pomóc innym i tym samym oddać hold świętemu Marcinowi.
Zadręczał się myślami, że przecież on jest tylko zwykłym piekarzem, i to
codzienne wypieki są mu najbliższe, bo to najlepiej potrafi robić.
Pewnej nocy długo nie mógł zasnąć, co po chwila kolejne pomyły, które mu
do głowy przychodziły – odrzucał. I nagle w tej nocy jego rozmyślania
zostały przerwane, przez dobiegający zza okna tupot konnych kopyt.
Zerwał się Walenty z łóżka i wybiegł na zewnątrz, by sprawdzić któż to
po nocy się tłucze. Gdy wyszedł na ganek – oniemiał. Ujrzał rycerza w
zbroi i hełmie, jadącego gościńcem na śnieżnobiałym koniu. Tajemniczy
jeździec, gdy ujrzał Walentego uśmiechnął się do niego, po czym
szerokim, czerwonym płaszczem owinął się i kłusem ruszył. Piekarz chciał
coś rzec, pobiec za nieznajomym… jednak oniemiały, stał bez ruchu na
ganku. Już miał wracać do domu, gdy nagle w oddali coś mu zamigotało.
Podszedł do owego przedmiotu i z ziemi podniósł podkowę, którą zgubił
koń tego rycerza.
W tym momencie Walenty poczuł jakby otrzymał znak, lecz nie bardzo
jeszcze wiedział co, on oznacza. Gdy rano wszedł do swojej piekarni,
wiedział już, co ma robić. Nakazał swoim czeladnikom naszykować, duże
ilości ciasta drożdżowego, orzechów, bakali i maku namielić. Po czym, on
sam zaczął ciasto formować na kształt podkowy i piec bez opamiętania.
I gdy dzień świętego Marcina
nadszedł, Walenty owe bułeczki sprzedawał wszystkim, którzy na odpust do
jego parafialnego kościoła przybyli. A biedakom słodkie bułeczki
postanowił rozdawać za darmo. I tak sława słodkich bułeczek szybko się
rozniosła i rogale Świętomarcińskie przetrwały do dnia dzisiejszego…
I może tak właśnie było, a może zupełnie inaczej… w każdym razie tradycja bardzo… smaczna :-) Na upamiętnienie tego zwyczaju, co roku ulicą święty Marcin w Poznaniu,
przechodzi korowód Świętomarciński, na czele którego jedzie rycerz na
białym koniu w złotej zbroi i czerwonym płaszczu.
Miłego świętowania TEGO dnia
Pollyanna
Źrodło: Anna Planzler „Legendy Poznania”, ilustracje do legendy Rafał Jasionowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz