.

.

wtorek, 11 listopada 2014

Dzień ulicy święty Marcin w dzień Narodowego Śiwęta Niepodległości

Dziś Narodowe Święto Niepodległości, obchodzone dla upamiętnienia rocznicy (11.11.1918r.) odzyskania przez Naród Polski niepodległości. Warto sobie przypomnieć z lekcji historii, dlaczego owe święto jest dla nas tak ważne, że zostało ustanowione jako święto państwowe (czyli, nie idziesz dziś do pracy, masz wolne, ale czy wiesz tak w ogóle, dlaczego?)

Mieszkańcy Poznania w tym dniu, oprócz obchodów Narodowego Święta – mają jeszcze swoje własne poznańskie święto – imieniny ulicy Święty Marcin. Dzień ten związany jest tradycją, która opleciona jest pewną legendą… Dawno, dawno temu, po odpustowej mszy, która jak co roku miała 
miejsce w kościele św. Marcina w Poznaniu, pewien piekarz o imieniu Walenty wracał do domu zamyślony i zadumany. Rozmyślał, nad słowami kapłana, który na kazaniu wygłosił historię zwykłego rzymskiego legionisty, który z takim zaangażowaniem i poświęceniem (nie oczekując niczego w zamian) pomagał biednym ludziom. W Walentym zrodziło się postanowienie, że i on coś dobrego dla innych zrobi. Jednak dni szybko mijały i nim się piekarz obejrzał, został tydzień do kolejnego odpustu, a on nie miał żadnego pomysłu w jaki sposób może pomóc innym i tym samym oddać hold świętemu Marcinowi. Zadręczał się myślami, że przecież on jest tylko zwykłym piekarzem, i to codzienne wypieki są mu najbliższe, bo to najlepiej potrafi robić. Pewnej nocy długo nie mógł zasnąć, co po chwila kolejne pomyły, które mu do głowy przychodziły – odrzucał. I nagle w tej nocy jego rozmyślania zostały przerwane, przez dobiegający zza okna tupot konnych kopyt. Zerwał się Walenty z łóżka i wybiegł na zewnątrz, by sprawdzić któż to po nocy się tłucze. Gdy wyszedł na ganek – oniemiał. Ujrzał rycerza w zbroi i hełmie, jadącego gościńcem na śnieżnobiałym koniu. Tajemniczy jeździec, gdy ujrzał Walentego uśmiechnął się do niego, po czym szerokim, czerwonym płaszczem owinął się i kłusem ruszył. Piekarz chciał coś rzec, pobiec za nieznajomym… jednak oniemiały, stał bez ruchu na ganku. Już miał wracać do domu, gdy nagle w oddali coś mu zamigotało. Podszedł do owego przedmiotu i z ziemi podniósł podkowę, którą zgubił koń tego rycerza.


W tym momencie Walenty poczuł jakby otrzymał znak, lecz nie bardzo jeszcze wiedział co, on oznacza. Gdy rano wszedł do swojej piekarni, wiedział już, co ma robić. Nakazał swoim czeladnikom naszykować, duże ilości ciasta drożdżowego, orzechów, bakali i maku namielić. Po czym, on sam zaczął ciasto formować na kształt podkowy i piec bez opamiętania.


I gdy dzień świętego Marcina nadszedł, Walenty owe bułeczki sprzedawał wszystkim, którzy na odpust do jego parafialnego kościoła przybyli. A biedakom słodkie bułeczki postanowił rozdawać za darmo. I tak sława słodkich bułeczek szybko się rozniosła i rogale Świętomarcińskie przetrwały do dnia dzisiejszego…
I może tak właśnie było, a może zupełnie inaczej… w każdym razie tradycja bardzo… smaczna :-) Na upamiętnienie tego zwyczaju, co roku ulicą święty Marcin w Poznaniu, przechodzi korowód Świętomarciński, na czele którego jedzie rycerz na białym koniu w złotej zbroi i czerwonym płaszczu. 

Miłego świętowania TEGO dnia
Pollyanna

Źrodło: Anna Planzler „Legendy Poznania”, ilustracje do legendy Rafał Jasionowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz